Od kilku tygodni przedstawiamy Państwu wspomnienia maratońskie zawodniczek
i zawodników startujących w Maratonie Dębno. Dziś prezentujemy te należące do Wojciecha
Ratkowskiego – zwycięzcy i wielokrotnego uczestnika Maratonu Dębno.
WOJCIECH RATKOWSKI
Moje dwa maratony w Dębnie.
Pierwszy swój maraton w życiu pobiegłem w Dębnie 24 maja 1981 roku. Co
spowodowało, że zdecydowałem się na start na tak długim dystansie? W poprzednim sezonie
1979/1980 przebiegłem około 3400 kilometrów. Jak na przyszłego maratończyka to bardzo
mało. Nowy sezon również nie był przygotowaniem do maratonu. W grudniu przebiegłem
nieco ponad 500 km, a potem przez trzy miesiące biegałem około 340 km w miesiącu. Co
więc skusiło mnie na maraton? Sam nie wiem. Może to opowieści kolegów, że trzeba się
„sprawdzić” na prawdziwym dystansie?
Tak więc przyjechałem w sobotę rano do Dębna. Sama droga to ciekawa rzecz. W
tamtym czasie jechaliśmy z Gdyni do Stargardu Szczecińskiego nocnym pociągiem
z kuszetkami. Przyjazd był ok. 4:00 nad ranem. Czekało się na połączenie do Dębna
w dworcowej restauracji. Piliśmy herbatę i jedliśmy kanapki zabrane z domu.
W międzyczasie przyjeżdżał pociąg z Warszawy, przywożąc inne grupy zawodników, tak jak
i my, jadących na maraton. Około 6:00 rano ruszaliśmy do Dębna, w którym meldowaliśmy
się po 8:00. Biuro zawodów, rejestracja, potem zakwaterowanie w bursie szkolnej przy
głównej ulicy. Spanie na 11-osobowej Sali, łóżka polowe. Chyba nawet wygodne (trudno to
tak dokładnie ocenić z perspektywy czasu). W bursie była stołówka, z której wszyscy
korzystali. Pamiętam, że w dniu startu na obiad był czysty rosół z kawałkiem kurczaka.
W sobotę przed biegiem chodziliśmy po mieście, zatrzymując się szczególnie przed
sklepem, w oknie którego wystawione były puchary przeznaczone dla zwycięzców. Każdy
patrzył i „wybierał” jakiś dla siebie. Niestety nie wszyscy mogli je otrzymać następnego dnia
po biegu.
Sam bieg to płacenie „frycowego” za pierwszy start w maratonie, za brak właściwego
przygotowania, za brak odpowiedniego obuwia. Rozpocząłem zbyt optymistycznie.
10 kilometrów w 34 minuty i 5 sekund, 20 km – 1godz. 8 min. 5 sekund. A potem już
wszystko wróciło do „normy”. Trzeba było zapłacić za brak doświadczenia. Następne 20 km
pokonałem w 1 godzinę 18 minut i 22 sekundy. Ostateczny czas na mecie to 2 godz. 36 min.
Zająłem 50 miejsce. Zmęczony, ale chyba zadowolony, bo byłem ostatnim zawodnikiem,
który otrzymał puchar. A właściwie pucharek. Taki mały, z czerwonej laki. Wszystko to
odbywało się podczas ceremonii zakończenia maratonu z udziałem prawie wszystkich
startujących. Powrót do domu znowu nocą. I bolące przez następne dni nogi. Zwłaszcza
schodzenie po schodach sprawiało ból. Optymistyczne w tym wszystkim było to, że już
niedługo po biegu planowaliśmy następne starty w maratonie.
MARATON 1984
To szczególnie pamiętny dla mnie bieg. Szósty maja 1984 roku. Niedziela. Rano
w kościele ksiądz, który też biegał w maratonie (wtedy był to ewenement) życzył nam
wszystkim powodzenia.
Start po południu. Temperatura powietrza ok. 18 stopni. Bezwietrznie. Byłem do tego
biegu dobrze przygotowany. I treningowo i psychicznie. Przyjechałem do Dębna z rekordem
życiowym z poprzedniego sezonu 2:17:21. Przed biegiem ustaliłem z trenerem Panem
Henrykiem Tokarskim, że pobiegnę na wynik 2:14:00. Była to wtedy klasa mistrzowska.
Uzyskanie takiego wyniku wiązało się z wyższym stypendium sportowym.
Bieg rozpoczęli w szaleńczym, jak na tamte czasy, tempie dwaj zawodnicy radzieccy
oraz Polak Jerzy Finster. Trasa maratonu składała się z pięciu pętli około 8-kilometrowych.
Za każdym razem przebiegało się wokół skweru w centrum miasta. Po pierwszej pętli
czołowa trójka miała chyba z minutę przewagi nad główną, może 15 osobową grupą, w której
biegli wszyscy potencjalnie najlepsi polscy maratończycy. Za nimi podążałem ja
w towarzystwie jakiegoś Koreańczyka i dwóch Polaków. Dystans dzielący nas od głównej
grupy nie zmieniał się i wynosił około 100 metrów. Postanowiłem więc przyspieszyć
i dołączyć do nich. Po drugim okrążeniu powoli zaczęliśmy się zbliżać do „peletonu”. Udało
nam się ich złapać na 20 – 21 km. Chwilę trzymałem się na końcu grupy. Ale biegło mi się tak
dobrze, a „peleton” wydawał się dla mnie za wolny, że postanowiłem ruszyć do przodu.
Wychodząc z założenia, że nie warto zwalniać, ale lepiej „nadrobić” trochę czasu teraz, gdy
czuję się tak świetnie. Pociągnąłem za sobą Koreańczyka. Reszta stawki nie ruszyła za nami
uznając, że nie stanowimy dla nich żadnego zagrożenia. Moja „życiówka” była jedną
z najsłabszych w tej grupie. Szybko zgubiłem, a właściwie sam się zgubił Koreańczyk. A ja
sam w swoim, okazało się potem, wysokim tempie podążałem do mety. Na ostatnim
okrążeniu, w samym centrum miasta, doszedłem i wyprzedziłem, samotnie już wtedy
prowadzącego bieg Rosjanina. Wcześniej minąłem Jurka Finstera i drugiego zawodnika
Związku Radzieckiego. Ta chwila, w której wyszedłem na prowadzenie zawsze pozostanie
w mej pamięci. W tamtych czasach każda rywalizacja z zawodnikami radzieckimi miała jakiś
podtekst (polityczny). A tutaj Polak wyprzedza Rosjanina. Przy olbrzymim aplauzie
publiczności. Ci ludzie stojący wzdłuż trasy niesamowicie mnie dopingowali. Miałem
znaczną przewagę nad grupą, ale i ona znacznie przyspieszyła.
Na ostatnim okrążeniu nie myślałem o zwycięstwie. Chciałem uzyskać jak najlepszy
wynik. Na ostatnim nawrocie, cztery kilometry przed metą, moja przewaga z czterdziestu
kilku sekund zmalała do może dwudziestu sekund. Nie oglądałem się. Od osób stojących przy
drodze słyszałem, że mam przewagę 100 m, 50 m, 80 m. Tak różne były to dane. Gdy
wbiegałem do Dębna, przy restauracji „Lubuska”, do mety było około 1 km, wiedziałem,
że wygrałem ten maraton. Nie wiem skąd to się bierze. Ale tak było. Miałem tyle energii
w sobie, że w każdej chwili mogłem odeprzeć każdy atak. W każdej chwili mogłem
przyspieszyć. Biegłem więc swoje, pewny zwycięstwa. Na mecie 2:12:49! Jestem Mistrzem
Polski! Klasa mistrzowska międzynarodowa! Minimum olimpijskie! Rekord życiowy!
A przede wszystkim zwycięstwo! Pewne zwycięstwo, chociaż Zbyszek Pierzynka był „tylko”
4 sekundy za mną. Ale to były 4 pewne sekundy przewagi. Gratulacje od wszystkich. Byłem
przeszczęśliwy. Dekoracja na mecie. Najwyższy stopień podium, złoty medal, wspaniały
puchar, szarfa zwycięzcy. Wspominam do dzisiaj i wciąż się cieszę z tego osiągnięcia. I ta
wspaniała publiczność. A wieczorem bankiet, kolejne nagrody, tańce do „białego rana”. A tak
naprawdę nie do rana, bo musieliśmy, chyba o 4:00 ruszać na dworzec, na pociąg do Gdańska
(z przesiadką w Stargardzie Szczecińskim). I jeszcze pamiętam wysiadanie na peron z kolejki
podmiejskiej w Gdańsku. Mistrz Polski w maratonie, z torbą, pucharami schodzi po schodach
tyłem! To wszystko przez bolące nogi. Ale warto coś takiego przeżyć.
Wojciech Ratkowski – wybitny maratończyk. W latach 1983-1989 członek kadry narodowej
w maratonie. W 1984 r. został Mistrzem Polski w maratonie, uzyskując jednocześnie
nominację olimpijską na Igrzyska w Los Angeles (bojkot imprezy przez PKOl.). Ogółem
ukończył 33 biegi maratońskie. W 1986 r. wygrał maraton w Hamilton (Nowa Zelandia), był
piąty w Paryżu w 1987 r. Zajmował miejsca w pierwszej dziesiątce maratonów w Melbourne,
Bremie, Duluth (USA), Budapeszcie i Luxemburgu. W Dębnie startował w latach 1981-1988.
Jest prof. nadzw. dr hab. Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku, autorem
ponad 90 prac z zakresu teorii sportu i teorii treningu sportowego oraz rekreacji ruchowej
i treningu zdrowotnego.
Zapraszamy do startu w 50. AMPANEL Maratonie Dębno 2024, który odbędzie się 12 maja
2024 roku. Przypominamy, że opłata startowa jest nadal w promocyjnej cenie 200 złotych,
a w pakiecie koszulka startowa znanej firmy sportowej. Ponadto, każdy kto ukończy bieg
weźmie udział w losowaniu Fiata 500!!!
Pragniemy przypomnieć, że Maraton Dębno inauguruje kolejną edycję projektu „Orły
Biegowe”, a limit czasu na ukończenie biegu został wydłużony do 6 godzin. Trasa biegu jest
płaska co sprzyja osiąganiu rekordowych wyników, a atmosfera tworzona przez zawodników
i kibiców jest niezapomniana.
Maraton Dębno jest najstarszym biegiem maratońskim rozgrywanym w Polsce. Nie czekaj!
Zapisz się już dziś! Więcej szczegółów: 50. Maraton Dębno (datasport.pl)
Przemysław Cytrynowicz